czwartek, 16 lipca 2015

Rozdział 6

Październik

Jego mamy nadal nie było w domu. Podejrzewał że nie wróci na noc.
Jutro niedziela…
...a potem będzie musiał coś wymyślić. Przecież nie może teraz pójść normalnie do szkoły!
Może zmienię liceum? Ale jak wytłumaczę matce dlaczego?
Sara zawsze chciała żeby chodził do tego liceum. Nie powie jej w twarz że chce zmienić szkołę, a już na pewno nie powie jej że…
Musiałem znowu o tym pomyśleć!!! AAA!!!
Złapał się rękami za głowę, starając skupić się na czymkolwiek innym niż na scenie która miała miejsce 2 godziny temu.
Od tamtego czasu zdążył jedynie jakimś cudem dostać do swojego pokoju, aby spędzić resztę swoich dni w symbiozie z kołdrą.


Załamanie nerwowe, dzwoń po pogotowie…*


Dalej nie wierzył że to stało się na prawdę… że pocałował…
Pocałował Emila. Taki był fakt.
Nadal nie ochłonął.
Dlaczego w ogóle to zrobił? Emil właśnie wychodził!
    - Mogłeś wytrzymać jeszcze minutę ty zboku! - syknął sam do siebie, uderzając się ręką po twarzy.


Ekran telefonu się zaświecił. Wiadomość.
Od dwóch godzin przychodziło co chwilę… od Emila oczywiście, starał się to olać, ale po pewnym czasie stało się co najmniej irytujące.
Bał się wyświetlić wiadomości, więc spam ciągle przychodził.
Kurwa! Niech on przestanie! Czemu po prostu nie spróbuje sobie wmówić że nic nie zaszło i nie przestanie się odzywać?
Gdyby oboje tak zrobili, w końcu by zapomnieli. Możliwe nawet że zaczął by się zastanawiać czy przypadkiem mu się to nie śniło.
Dźwięk przychodzących wiadomości drastycznie dawał mu znać że nie.


W końcu nie wytrzymał i wyłączył telefon. Jak matka będzie dzwonić to najwyżej pomyśli że umarł.
Postanowił wyładować emocje puszczając jakiś porządny metal na cały dom. Tak głośno żeby zagłuszył nawet jego myśli.
Po porządnej dawce darcia mordy, przyszła pora na depresyjną muzę.
Leżał na plecach z twarzą ukrytą w dłoniach i śpiewał razem z wokalistą Bring Me The Horizon.
    - And my soul's a sorry state, so come on down you empty lovers coś tam coś tam… and the snakes start to sing…*


Po kolejnych dwóch godzinach miał już jakiś plan działania. W każdym razie tymczasowy.
Ale symulowanie choroby to było za mało…
Po wzięciu prysznica, wciąż mokry otworzył okno żeby zimne jesienne powietrze porządnie go przewiało.


***

Emil siedział w swoim łóżku zakopany w kołdrze.
W dużym zimnym pokoju panowała idealna cisza, a on z rozpaczą wypisywał kciukiem kolejne wiadomości.
Na początku były niezwykle ostrożne i delikatne, ale w końcu osiągnął swój limit i zaczął wyzywać Ksawerego od nie odpisujących debili i gorzej.
Gdyby ten idiota raczył odebrać zapewne by się roześmiał bo Emil nie często przeklinał.
W głowię mu się kręciło od pytań.


Czemu mnie pocałował?
Żartował sobie ze mnie?
A może…


Nagle  przeszył go dziwny dreszcz.


Kurde… zbyt mało go znam żeby próbować go zrozumieć… dupek.


“wcale nie jesteś dupkiem!” - przypomniał sobie swoje własne słowa, które wypowiedział zaledwie kilka godzin temu.
Kilka godzin temu… stało się TO.


To był tylko zwykły całus. To nic nie znaczy, debilu. Nudziło mu się pewnie… uznał to za zabawne.


Przed oczami widział Ksawerego który patrzy się na telefon i liczbę wiadomości od niego i głośno wybucha śmiechem.


Z drugiej strony może…
Nie, to nie możliwe żeby mnie kochał.


Miał ochotę roześmiać się z własnej głupoty, że w ogóle o tym pomyślał.
Wtedy go olśniło. Przed oczyma stanęło mu jedyne sensowne wyjaśnienie tej sytuacji.
Ksawery go nie lubił. Zawsze się wkurzał że musi z nim przebywać. Na pewno chciał go w ten sposób odstraszyć. To tłumaczyło też dlaczego nie odpisuje.
Chciał się odciąć. To wszystko było jednym wielkim zdaniem “won z mojego życia!” i to z wykrzyknikiem.
Rzucił telefonem na drugi koniec łóżka i skulił się obejmując kolana ramionami.
Wcale nie chciał zrywać z nim kontaktu… Kurde, polubił go. Bardzo. Jego sarkazm i chamskie docinki, jego sposób bycia, wygląd buntownika pod którym ukrywał całkiem czułe wnętrze…
Nie chciał go stracić. Cały ten czas miał nadzieje że Ksawery w końcu jednak go polubi… miał nawet wrażenie że już jest między nimi lepiej.
Mylił się.
Już od pierwszego dnia szkoły zbyt bardzo mu się narzucał.
- Nic dziwnego że mnie nie lubi… - mruknął pod nosem.
Musiał tez przyznać przed samym sobą że ten pocałunek nawet go podniecił. Był taki szybki, zakazany, pełny nieznanych emocji i uczuć. Zupełnie jak w książkach.
Ale nic nie znaczył.
To tylko zabawa…
Poczuł silne ukłucie w klatce piersiowej i wielki żal. Walczył ze sobą aby się nie rozpłakać. Ukrył głowę w kolanach i mimo woli wypuścił pojedyncze łzy.
Cały się trząsł.
Czego ryczysz idioto? Przecież nic się nie stało.. nic...
Rozpłakał się całkowicie. Musiał w ten sposób wyładować emocje. Nic nie rozumiał i najwidoczniej nikt też nie miał zamiaru mu wytłumaczyć.
Położył się na wielkim łóżku, zwinął w kłębek i zasnął przytulając kołdrę.
   - Dupek - powtórzył jeszcze raz.


***

Kiedy się rano obudził, oczy go piekły od płaczu.
Dawno nie płakał.
Rozejrzał się po pokoju, a jego wzrok przykuł telefon który rzucił wczoraj w nogi łóżka.
Sięgnął po niego bez większych nadziei i doznał wielkiego szoku widząc wiadomość od Ksawerego.
Tylko jedna.


“ Sorry, ale nie będzie mnie w pon w szkl. Jestem chory. Będziesz musiał sam ogarnąć ten projekt “

Krótka, zwięzła wiadomość. Wyglądała tak jakby nawet nie spojrzał na jego spam. To było chamskie… brakowało jeszcze tylko wielkiego “NARA” na końcu.
Nie myśl że tak łatwo się mnie pozbędziesz. Nie dam się tak traktować!


***

W poniedziałek, po szkole udał się prosto do domu Ksawerego.
Był jednym wielkim kłębkiem nerwów. Wahał się i kilka razy miał już zamiar zawrócić.
Jesteś chory, co? To kolega przyniesie ci zeszyty do domu! Naprawdę nie masz co dziękować...
Zdeterminowany zapukał do drzwi.
Ku jego uldze otworzyła mu pani Sara, która widocznie bardzo ucieszyła się na jego widok.
    - Przyszedłeś w odwiedziny?
    - Ta… przyniosłem Ksaweremu zeszyty… nie było go w szkole i pomyślałem…
Kobieta uśmiechnęła się do niego.
    - Miło z twojej strony! Wchodź!
Poinformowała go, że chłopak jest w swoim pokoju i najpewniej śpi. Powiedziała żeby go obudził i przypomniał o tabletkach.
Znał drogę do jego pokoju. Wszedł do środka i zgodnie z tym co powiedziała Sara, zobaczył że Ksawery śpi. Nie miał na sobie koszulki, był odkryty i rozpalony od gorączki.
Wyglądał tak niewinnie kiedy spał.
Nagle poczuł silną ochotę żeby go dotknąć.
Delikatnie przejechał ręką po jego nagim torsie, uważając żeby go nie zbudzić. Był ciepły. Przygryzł wargę i zabrał rękę.
    - Wstawaj! Mamy do pogadania!
Śpiący chłopak poruszył się i przeciągnął.
    - Soo…? - jęknął siadając i łapiąc się za bolącą głowę.
    - Przyniosłem ci lekcje. Chciałem też pogadać… a no i masz wziąć leki, miałem przekazać.
Szatyn patrzył na niego tępym wzrokiem.
    - Emil? - zapytał nagle, jakby dopiero teraz go zauważył. Przez chwilę w jego oczach było widać przerażenie, a potem się wyluzował i jęknął - kurwa… znowu haluny…
    - Na prawdę tu jestem kretynie!!
Zniecierpliwiony, bez pytania przyłożył dłoń do jego czoła i szybko ją zabrał jak poparzony.
     - Człowieku, masz z 40 stopni gorączki!
     - Bez przesady… i nie drzyj mordy bo mi łeb napierdaaala…
Emil westchnął z rezygnacją i odrobiną rozczulenia.
    - Chyba nie pogadamy, skoro jesteś w takim stanie - stwierdził siadając na jego łóżku.
    - A o czym ty chcesz gadać?
    - No wiesz o sobocie…
Zapadła cisza.
    - Jakiej sobocie?
    - Nie rób ze mnie idioty! To nie było śmieszne wiesz… jeśli myślisz że możesz tak sobie ze mnie żartować to...
    - Hee…? Nie żartowałem sobie z ciebie. Zrobiłem to, bo miałem na to ochotę. Jeśli chcesz to wmów sobie że byłem chory… nadal jestem… daj mi spokój.
“Zrobiłem to, bo miałem na to ochotę” - te słowa dzwoniły Emilowi w uszach.
    - Nie prawda. Bredzisz. Jesteś chory…
    - Szybko załapałeś. Byłem chory, nie wiedziałem co robię, jasne?
Pokręcił głową.
    - Nie! Wtedy nie byłeś chory… - stwierdził zdecydowanie.
    - Cholera! Nic nie ogarniasz. Nie ogarniasz że jesteś tak słodki że kręci mi się w głowie, a od samej twojej obecności mi gorąco… cholera.
Emil przewrócił oczyma.
    - Wiesz… myślę że to są raczej objawi gorączki - poprawił go z przekąsem.
    - Taa? A twoim zdaniem można mieć gorączkę przez miesiąc?
Co? O czym on mówił?
    - Ale Ksawery, nie rozumiem czy ty…
Naglę urwał i zrobił wystraszoną minę, bo chłopak cały czerwony od gorączki patrzył się na niego wzrokiem wygłodniałego wampira.
Chyba jest problem...
Pomyślał i sekundę później leżał na Ksawerym, siłą przyciśnięty do jego ust. Chłopak był tak rozpalony że zdawał się parzyć. Przez chwilę odpłynął w tej fali ciepła i odwzajemnił pocałunek, ale gdzieś w ostatniej części jego mózgu która jeszcze kontaktowała coś zaświtało.
    - Ksawery! Przestań… twoja mama jest… - tylko tyle zdążył wydukać.
    - Było nie wchodzić do mojego łóżka kretynie - szepnął mu do ucha, a potem przygryzł je delikatnie.
Zęby cicho stuknęły o jego tunel.
Potem zaczął całować jego szyje, a Emil zaciskał zęby żeby powstrzymać się od jęków. Rękoma targał brązowe włosy Ksawerego, a on obejmował go mocno w pasie.
Chłopak miał tak przytłumiony wzrok gorączka, że równie dobrze mógłby być pijany. Emil tracił zmysły, ale wiedział że musi to skończyć. Jak nie teraz to już wcale…
Uścisk na jego talii się rozluźnił. Manewr ten miał na celu możliwość zamiany miejsc, tak żeby Emil mógł być na dole…
Skorzystał z okazji i wyrwał się z gorących objęć.
Wylądował na podłodze głośno dysząc. Jakaś siła ciągnęła go z powrotem do łóżka jak magnes, ale nie zamierzał się jej poddać.
Ksawery nadal patrzył na niego tym tępym wzrokiem.
    - Leki! - krzyknął Emil.
Chłopak patrzył na niego pytająco.
     - Bierz te cholerne tabletki i spać! - rozkazał.
Bez słowa wykonał jego polecenie, a potem niemal natychmiast zasnął. Był wykończony.


Emil zamrugał.
Co właśnie przed chwilą się stało i czemu się stało?!
Tego już raczej nie wytłumaczą sobie w krótkiej, szczerej rozmowie.
Nadal nie ochłoną, nie zdążył jednak się dłużej zastanowić bo do pokoju weszła Sara.


Nie mógł wyrazić słowami, jak bardzo był wdzięczny losowi, że nie zjawiła się tu minute, lub kilka wcześniej.


    - Właśnie wziął leki - poinformował ją, możliwie jak najspokojniejszym tonem.
    - Biedny… przyszedłeś tu specjalnie z zeszytami, ale on w tym stanie raczej nic nie przepiszę… - stwierdziła zatroskana.
Emil bez słowa podszedł do biurka i zgarnął do rąk zeszyty należące do Ksawerego.
    - Przepiszę mu wszystkie notatki - zaproponował, chowając zeszyty do swojego plecaka.
    - Jesteś pewien? Nie musisz się tak poświęć.
    - Nie ma sprawy… i tak się nudzę. Muszę się mieć na czym skupić.
    - Skoro tak mówisz. Dziękuję ci - powiedziała, a potem odezwał się w niej instynkt macierzyński i przykryła swojego chorego syna dokładnie kołdrą.

Tak niewinnie spał...


***
Od Autora:
Nie wiem jakim cudem udaje mi się codziennie napisać rozdział o.O (na GOZ miałam problem żeby dodać coś raz na 2 tygodnie ;-;)
Pisałam większość z punktu widzenia Emila, mam nadzieje że jakoś to wyszło…
Nie mogę się doczekać kiedy będę pisać kolejny! Już mi szkoda Emila >...< (kocham dręczyć moje postacie psychicznie xDDD)
Pozdrawiam i proszę o komentarze~!

*Fragment piosenki: Maria Peszek - Nie ogarniam
*Fragment piosenki: Bring Me The Horizon - And the snakes start to sing

Edit: Dziękuję Agacie za wyłapanie błędów >...< Już poprawione :D
Edit 2: Dzięki Roszpunci za zauważenie błędu w czasie (jeste nieogare ;-;) już poprawione ;)

4 komentarze:

  1. Nie rozumiem czemu szkoda ci Emila? Przecie niedługo (mam nadzieje) będą parą! X3 *.* Awwwww~! Ta drobna zabawa! *3* O jejku!!!!!! *fangirl mode on* Hesus Maria Józefie Święty! Czemu nie było więcej T.T Ja juz chcę TO! XD
    L: Niewyżyta! :p
    Zawsze i wszędzie ;3 I fajnie że piszesz też z perspektywy Emila... Hmmm! Będzie ciekawie :D "Tak niewinnie spał..." - kawaii~!!! X3 Więcej! Czekam na więcej! X3 Życzę mnóstwo weny! ;3 Pozdrawiamy!
    Bye bye~!
    M&L

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D
      (Co do Emila to zobaczysz buhaha)
      Pozdrawiam również ^-^

      Usuń
  2. Cześć!

    Na początku chcę napisać, że bardzo cieszy mnie fakt pojawienia się kolejnego rozdziału :D. Żałuję jedynie tego, że tak szybko go przeczytałam... No to w zasadzie podobało mi się wszystko :D. Pisanie z punktu widzenia Emila jest miłą odmianą i bardzo Ci z to dziękuję :). Wreszcie mamy okazję poznać co dzieje się w jego sercu i umyśle. A dzieje się sporo :D. I serio, nie sądziłam, że odważy się przyjść do domu Ksawerego. Nie masz pojęcia jaki miałam banan na ustach, kiedy czytałam, że Ksawery wręcz rzucił się na niego, chociaż trawiła go gorączka. Kurde, skąd od wziął siłę? Nie wiem :D. Jak ja mam gorączkę to nawet powiek mi się nie chce unieść, a co dopiero chwycić kogoś za kołnierz i pociągnąć na łóżko. Nie skłamię pisząc, że liczyłam na finisz z wielką liczbą fajerwerków :D. Jedyną rzeczą, do której muszę się przyczepić jest czas. To znaczy, ich pocałunek miał miejsce w piątek, czyli powinno być "przedwczoraj", a nie wczoraj :D. Bo dla nich "wczoraj" było niedzielą, a projekt robili w piątek :D. Cała reszt natomiast bardzo dobrze się przedstawia. Czyta się szybko, przyjemnie i chce czekać na więcej :D. Mam nadzieję, że panowie wkrótce na poważnie wylądują w łóżku :D. Liczę na Ciebie!

    Pozdrawiam,

    R :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D
      Em... skąd Ksawcio miał siłę? Siała miłości!! xDD >..< :D

      i wielkie dzięki za tą uwagę, bo faktycznie coś pokręciłam z tym czasem... (z piątku na sobotę Emil u niego nocował, pierwszy pocałunek był w sobotę wieczorem, niedziela została pominięta, a w poniedziałek Emiś przyniósł zeszyty)
      Czyli faktycznie powinno być "przedwczoraj" :D
      Pozdrawiam~!

      Usuń